Poród

Moje Szczęście urodziło się pewnego wtorku, w 38tc.

W poniedziałek rano obudziłam się z dziwnym uczuciem a wszystko przez sen. W tym śnie leżałam w dziwnym pomieszczeniu gdzie było bardzo jasno i wszystko w bieli. W tym śnie obudziłam się i zobaczyłam że obok mnie leży dziecko połączone ze mną ciągle długą pępowiną. Byłam zdziwiona skąd wzięło się to dziecko....

I tak dziwnie czułam się po porodzie. Jak w moim śnie. Bo wszystko stało się tak nagle że nie zdążyłam pomyśleć że to JUŻ. Bałam się tylko o życie mojego dziecka. Nie wiedziałam, co się dzieje, ale czułam, że coś jest nie tak, że nie tak wygląda poród.. chlustając krwią...
Modliłam się i prosiłam Matkę aby czuwała nad nami a ta modlitwa przynosiła mi spokój. W głębi serca czułam opiekę z góry i to, że wszystko będzie dobrze.
Na ip nie znaleźli tętna a ja nadal czułam że będzie dobrze...
Najdłuższe sekundy w moim życiu, gdy zadałam pytanie: czy moja córeczka żyje? I cisza. Powtórzyłam pytanie i wtedy ktoś odpowiedział że żyje. Pamiętam łzy szczęścia i następne ujęcie dopiero na sali, gdy już leżałam otoczona zespołem lekarzy, położnych i męża. Wtedy gdy przynieśli mi to moje Szczęście. Takie małe i kruche.
Tak małe, że nie spodziewałam się takiej kruchości. Chyba nigdy nie widziałam nawet takiej Kruszynki.

Następne dni pamiętam jak przez mgłę. Ja i ona rozłączone. Mogłam ją tylko dotknąć w inkubatorku...

Nie chciałam rodzić w tym szpitalu, to była najgorsza opcja. Ale wszystko zakończyło się dobrze i mimo wszystko muszę przyznać że gdyby nie personel szpitala, byłoby ze mną ciężko. Bardzo mnie wspierali po tych przeżyciach. Zaproponowali wsparcie psychologa.
Po tygodniu wyszliśmy do domu. Początki były trudne. Wyjątkowo trudne, bo tak jak pisał Anonimowy w poprzednim poście moja Malutka musiała nauczyć się ssać... nie chciała jeść z butelki a o piersi nie wspomnę... :((

Każdy dzień przynosi coś nowego, moje Szczęście zmienia się codziennie. Jest silna. Tyle przeszła. Przywrócili jej życie a ona nie chciała dać się podpiąć pod respirator...chciała sama oddychać. To mała Siłaczka. Wolę walki ma przecież po rodzicach.


P.s. Dziękuję Wam za wsparcie w tamte dni.....

Komentarze

  1. Marysiu Twoja historia wyciska lzy z oczu. Siedze i lzy mi leca ciurkiem. Jak dobrze, ze te trudne chwile juz za Wami. Oby te najgorsze wspomnienia odeszly jak najszybciej w niepamiec i teraz zostala tylko czysta radosc z bycia we Trojke. Moc
    usciskow dla Was❤

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Musimy wierzyć, że teraz będzie już tylko lepiej a to, co najgorsze, minęło. Ja też jeszcze stale płaczę, gdy wspominam poród...dlatego staram się o tym nie myśleć.
      Jeszcze trochę i Ty będziesz cieszyć się swoim Szczęściem po tej stronie brzuszka :)) wszystkiego dobrego i dla Was :*

      Usuń
  2. Jesteś dzielna. Jesteście dzielne.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sama nie wiem, skąd biorę siły i jak dałam radę przetrwać najgorsze..

      Usuń
  3. Mam koleżankę, która urodziła córkę w 30tc, Basia ważyła równo 1 kg. Nie widziałam jej wtedy na żywo, ale była pewnie niewiele większa niż taka paczuszka cukru ważąca kilogram. Ten nagły poród i walka lekarzy o życie Basi to była trauma dla tej mojej koleżanki... Na kolejne kontrole do neurologa Basia chodziła z tatą, bo jej mama bała się diagnoz... Ale Baska szybko dogonila rówieśników. Dziś ma 7 lat. Za 2 tygodnie idzie do pierwszej klasy. Robi dziubki do selfie. A była taka kruszynką... I Twoja dziewczyna taka będzie i to tak szybko... :) ściski dla Was!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twój komentarz napawa mnie optymizmem. Wiele osób przychodzi do mnie i opowiada podobne historie, więc może tak będzie, że w pewnym momencie Malutka wyrówna z rówieśnikami. A tym bardziej, że to mały żarłoczek jest :)) lubi jeść. Gdy się w końcu nauczyła, to chce chyba nadrobić to, co utraciła w brzuszku mamy. Czasami smutno mi, gdy pomyślę sobie, że było jej tam źle...:(

      Usuń
    2. Oj, nie było jej tam źle, było cieplutko, ciaśniutko i milutko, w końcu dotrwała tam do terminu (tzn. donoszenia ciąży). A teraz jest w najczulszych ramionach mamy. To się liczy :) myśl o tym, co tu i teraz, spokój i pozytywna energia są potrzebne dziecku do dobrego rozwoju, więc nie ma sensu się zadreczac tym na co i tak nie mamy wpływu. Pozdrowienia dla was, wciąż czekam na jakieś parentingowe fotki na insta :)

      Usuń
  4. Marysiu co za wzruszająca historia, aż łzy stają w oczach 😢 Ale to są łzy szczęścia i wzruszenia, bo tak cudownie to wszystko się skończyło - jeden chyba najtrudniejszy etap w życiu zakończony powodzeniem i ogromnym sukcesem w postaci tego maleńkiego tobołka szczęścia 😘😘😘 Cudownie, że Marcelinka czuje się dobrze i lubi jeść 😊 Jeszcze raz bardzo Wam gratuluję i przesyłam gorące uściski dla mamusi i córeczki - dwóch siłaczek, które pokonały wszystkie przeciwności losu, aby w końcu się spotkać na tym świecie i cieszyć się wspólnym życiem 😍😍😍

    OdpowiedzUsuń
  5. Dzielne dziewczyny 😍
    Wzruszający wpis, płaczę ale są to łzy szczęścia, że udało Wam się przetrwać i jesteście całe, zdrowe i już razem.
    Jeszcze raz gratuluję i życzę Wam dużo zdrówka 😘 cieszcie się sobą.
    P. S. Widzę, że pytania zadawane przez matkę w czasie porodu nie tylko u mnie odbijały się echem. Ciekawi mnie skąd to podejście?!
    Grunt, że wszystko dobrze się skończyło i nasze Skarby są z nami.
    Ani się obejrzysz jak mała nadrobi masę urodzeniową. 😉

    OdpowiedzUsuń
  6. Marysiu, mam nadzieję, że te trudne chwile już za Wami. Obie jesteście silnymi kobietkami, a maluszek da sobie świetnie radę, szybko nadrobi. Życzę Wam, aby każdy dzień był pełen cudów i radości, a maluszek niech rośnie na pociechę rodziców i całej rodzinki <3

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Popularne posty